Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Kariera
po studiach

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Studiowali u nas

Krakowską teatrologię ukończyły już trzy pokolenia studentów. Wśród naszych absolwentów znaleźć można dyrektorów teatrów, reżyserów, kierowników literackich, dziennikarzy kulturalnych, wysokiego stopnia pracowników samorządowych, pracowników radia, telewizji, reklamy, organizatorów imprez kulturalnych, działaczy fundacji, redaktorów i wykonawców wielu innych zawodów. Łączy ich jedno: kreatywność. Całkiem spora grupa absolwentów wybrała drogę artystyczną – tworząc własne zespoły, bądź wpisując się w struktury teatrów zawodowych.
Oto, jak pamiętają swoje studia:

 

Teatrologia, którą studiowałam w latach 78-83 na Uniwersytecie Jagiellońskim, mierzyła się z rzeczywistością, którą nie było łatwo czytać. Tkwiliśmy wszyscy w tyglu gorących zdarzeń teatru życia codziennego. Tę codzienność teatru właśnie, próbowaliśmy nazywać podczas spotkań z nauczycielami, którzy pomagali otwierać perspektywę, kierunek myślenia ku przyszłości, na horyzoncie której rysowała się wolność. Wyposażali w odwagę i siłę, wewnętrzną konieczność formułowania własnych wypowiedzi. Uczyli umiejętności czytania różnorodności teatralnych form, zdolności podążania tropem cudzej wrażliwości i myślenia. Wyzwalali potrzebę rozumienia gramatyk tych języków, które pojawiają się w sztuce teatru, zmienne i ulotne, jak dynamika twórczości teatralnej, jak to, co odkrywamy w życiu samym jako niecodzienne.
Tutaj spotkałam profesorów, nauczycieli akademickich, których myślenie udzielało się, powodując chęć poszukiwania własnego języka teatru. Otrzymałam narzędzia, dzięki którym teatr stawał się sposobem mierzenia z otaczającą rzeczywistością, zmaganiem z pułapką jej iluzyjności. Teatrologia spowodowała, że zrozumiałam potrzebę dzielenia się odkrywaniem mechanizmów gry, w którą dajemy się uwikłać w naszej steatralizowanej współczesności, że jej odkłamywanie każe pytać widza, czy widzi to, co ja, o celność spojrzenia. Czasem wywołuje ono zadziwienie, czasem przerażenie, lecz zdolność wspólnego ujrzenia pozwala uzasadnić sens sztuki teatru, wybudzić z iluzji codzienności.

 

Wybierałam kierunek studiów w czasach, kiedy nikt nie myślał o ścieżce kariery, nikt nie wyznaczał sobie dalekosiężnych planów na przyszłość, ani nie decydował o swojej edukacji na podstawie spektakularnych karier starszych kolegów.
Studia teatrologiczne wybrałam z naiwnej miłości do teatru i młodzieńczej chęci tworzenia. Nie wiedziałam czym się będę zajmować po studiach, nie miałam „planu B” – na wypadek, jakby nie wyszło. Wiedziałam jedynie, że chcę być blisko teatru, którego potrzebowałam do życia jak tlenu. I nawet jeżeli to było naiwne i trochę egzaltowane, dzisiaj – jako dojrzała kobieta – wybrałabym to samo.
Studia wspominam z ogromnym sentymentem. Po pierwsze dlatego, że był to okres zawierania wartościowych przyjaźni, które przetrwały do dzisiaj. Po drugie, że mogłam uczyć się tylko tego co mnie ciekawiło i inspirowało. No, może poza wkuwaniem łacińskich koniugacji, ale z czasem i to okazało się bardzo przydatne, bo łacina dała mi bazę, dzięki której bardzo szybko nauczyłam się francuskiego.
Kiedy po studiach weszłam w świat mediów, ani przez chwile nie żałowałam, że nie studiowałam – jak wielu moich kolegów z pracy – dziennikarstwa, bo tę wiedzę i tak zdobywałam na co dzień, a studia teatrologiczne dawały mi zupełnie inną perspektywę. Ukształtowały mój sposób myślenia i patrzenia. Uwrażliwiły mnie na człowieka, na piękno, dały mi umiejętność budowania historii. Zaraz po studiach nie widziałam żadnego związku między teatrem i telewizją. Sądziłam, że zamieniłam kulturę na tanią komercję, sernik królewski na fast food… a po latach pracy zrozumiałam, że wcale tak nie jest. Od 2007 roku współpracuję jako freelancer głównie z telewizją TVN. Jako reżyser programów dokumentalnych i różnych formatów telewizyjnych staram się być jak najbliżej człowieka, ważna jest dla mnie siła przekazu, ale i piękno obrazu. Staram się budować historię tak, aby widz chciał podążać za bohaterem. Czasem udaje się to lepiej, a czasem mniej, ale dzięki studiom teatrologicznym mam swoje kryteria i punkt odniesienia.

 

Od kiedy pamiętam ważne były dla mnie sprawiedliwość społeczna i równość. Studia teatrologiczne wybrałam, bo lubiłam i doceniałam teatr w szkole średniej. Po kilku latach od ukończenia licencjatu wiem, że studiowanie wiedzy o teatrze na UJ było dla mnie jednym z ważniejszych doświadczeń w życiu. Pozwoliło mi rozwinąć zarówno umiejętności krytycznego myślenia, analizy i interpretacji tekstów kultury, myślenia kontekstowego, jak i uwrażliwiło mnie na przejawy dyskryminacji, stało się polem do dyskutowania o problemach społecznych i uświadomiło konieczność walki w duchu zmiany społecznej. Studiowanie wiedzy o teatrze, spotkanie wspaniałych wykładowczyń i wykładowców (nie wszystkich, rzecz jasna, ale wielu z nich), przeprowadzenie szeregu ważnych dyskusji podczas zajęć, zawarcie przyjaźni, które trwają do dzisiaj, dało mi odwagę do angażowania się w ruchy społeczne i, co może paradoksalne, podjęcie decyzji o niekontynuowaniu teatrologii na studiach magisterskich. Ta odwaga związana była z poczuciem, że całą nabytą dotychczas wiedzę, poczucie wsparcia ze strony prowadzących, mogę wykorzystać w polu działań społecznych. Dlatego jako studia drugiego stopnia wybrałam pracę socjalną.
Teatrologia dała mi odwagę do bycia animatorką, instruktorką podczas warsztatów z dziećmi i młodzieżą, działaczką społeczną pracującą z osobami bezdomnymi. Wiedza o teatrze na UJ to nie są studia o teatrze, dramatach i wystawianiu światowej literatury. To studia o tym, w jaki sposób teatr, jako medium, oddziałuje na społeczeństwo, jak społeczeństwo oddziałuje na teatr; o tym, czy teatr może być narzędziem zmiany społecznej; o tym, jak teatr pozycjonuje się w polu społecznych interakcji; o tym, jak teatr funkcjonuje i dlaczego to jest złe; i wreszcie to też studia o tym, że inny, równościowy, kolektywny, społeczny teatr jest możliwy. Tym wszystkim na pewno były dla mnie.
Nie wiem jak te studia wpłynęły na moje wybory zawodowe, bo one nadal są niepewne. Na pewno teatrologia wpłynęła i nadal wpływa na moje wybory społeczne i to, jak myślę o rzeczywistości. A to bardzo dużo i za to jestem wdzięczna.

 

Czas jest łaskawy – już prawie nie pamiętam egzaminu u prof. Zofii Kurzowej, za to znakomicie - zjawiskową postać pani baronowej z Gościejów Konopki, która uczyła nas francuskiego. Dlatego bardzo dobrze pamiętam swoje studia i mam co wspominać - świetne towarzystwo na roku, znakomici, nierzadko legendarni profesorowie i zadziwiająca, dla rodowitej wrocławianki, specyfika Krakowa. Mieszkałam po sąsiedzku z Piotrem Skrzyneckim, właścicielkę mieszkania odwiedzał Zbigniew Preisner, a jej zięć zabierał mnie na podziemne pokazy filmowe w klubie pod Baranami. Byłam wolontariuszką w pełnym skarbów - prowadzonym przez panią Woycicką, synową Tadeusza Pawlikowskiego - archiwum Teatru Słowackiego, co pozwalało mi zaglądać w różne trudno dostępne teatralne kąty. Do dzisiaj przechowuję wejściówki do Starego Teatru na spektakle K. Swinarskiego, wspomnienia z warsztatów w Horyńcu prowadzonych przez Małgorzatę Dziewulską, z mądrych i pełnych dowcipu zajęć z filozofii ks. Józefa Tischnera, z owianego pełną grozy legendą egzaminu u prof. Jana Michalika czy z „wtargnięcia” generała Wojciecha Jaruzelskiego na zajęcia prowadzone właśnie przez Profesora.
Po dyplomie wróciłam do Wrocławia, polskiego wówczas zaledwie od 40 lat i studia z całym w/w entourage`m zlały mi się w osobny świat z pogranicza nauki, historii i niezwykłości. Oprócz wiedzy została mi estyma i podziw dla artystów tamtych czasów, ciągle aktualne dzięki bliskim, związanym z moją pracą, kontaktom z Anną Lutosławską czy Kazimierzem Wiśniakiem.
W moim wypadku kolejność była odwrotna – tzn. wybrałam te studia, bo jako małoletnie stworzenie zainfekowana zostałam teatrem pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Nie wiedziałam wówczas, że idę Jego śladami. On też, by zdobyć zawodowe wykształcenie przyjechał do Krakowa.

 

Studia teatrologiczne wspominam jako czas barwny, naznaczony zawieraniem licznych znajomości i poczuciem wolności intelektualnej. On mi uświadomił, że zdolność nawiązywania relacji interpersonalnych w połączeniu z systematycznym doskonaleniem umiejętności, poszerzaniem horyzontów zainteresowań, ale też weryfikowaniem własnych przekonań, poglądów i osiągnięć będą kluczowe dla mojego dalszego rozwoju.
Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że tym, co przede wszystkim zawdzięczam macierzystej uczelni, jej wykładowcom i wykładowczyniom, ale też kolegom, koleżankom i przyjaciołom, przyjaciółkom, z którymi uczęszczałam na zajęcia (kilka przyjaźni trwa do dziś), jest przekonanie, że pytać zawsze warto – nawet o te rzeczy, które wydają się pozornie głupie albo oczywiste. Pytać innych i samą siebie, i wsłuchiwać się uważnie w te głosy płynące z obu stron, gdyż impuls do działania, zmiany, podążania nową drogą zawsze znajduje się gdzieś pośrodku. Trzeba tylko uważnie patrzeć i reagować. Powyższa, nazwijmy ją – elastyczność myślenia – w połączeniu z uważnością, wyczulonym zmysłem obserwacji otoczenia i kompetencjami interpersonalnymi są kluczowe w zawodzie, jaki wykonuję jako dramaturżka w teatrze: inicjując i prowadząc rozmaite projekty edukacyjne, wydawnicze, warsztatowe, kształtując formy komunikacji teatru z widownią, a także współpracując z artystami i specjalistami z różnych dziedzin.

 

Studia teatrologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim (2013-2018) postrzegam jako czas, który miał dla mnie – dla mojego myślenia nie tyle o teatrze, ile raczej o sobie samym – wymiar formacyjny. To czas, który został naznaczony ważnymi spotkaniami z konkretnymi pedagogami i pedagożkami, kolegami i koleżankami. Wynikające z tych spotkań inspiracje, przewartościowania, odkrycia, decyzje i działania determinowały czas studiów i w znacznej mierze wpłynęły na moją dalszą drogę osobistą, akademicką i zawodową. Aktywną obecność tamtych rozmów wciąż w sobie dostrzegam i jestem za nie bardzo wdzięczny. Wartością i lekcją, o której często myślę, jest także sam model tych spotkań – niezależnie od pozycji uczestników i kontekstu podporządkowane były wzajemnemu szacunkowi, ciekawości, wsłuchaniu, wymianie. W trakcie tych „dialogicznych” studiów często było tak, że „teatr” stanowił nie tyle przedmiot badania i cel sam w sobie, ile raczej stawał się pretekstem do rozmowy, która wychylała się ku różnym aspektom życia – był impulsem do wymiany racji, dookreślenia stanowiska albo zweryfikowania swojego światopoglądu. Nauka oglądania, rozumienia i opowiadania spektakli i performansów stawała się nauką aktywnego, oglądania, rozumienia i opowiadania rzeczywistości społeczno-politycznej i relacji międzyludzkich.
Studia teatrologiczne – jawiące mi się przestrzenią spotkania studentek i studentów z pedagożkami i pedagogami o bardzo zróżnicowanych wrażliwościach, doświadczeniach, zainteresowaniach i światopoglądach –były punktem widokowym na różne obszary humanistyki, perspektywy badawcze i światoobrazy naukowe. Istotą teatrologii UJ jest jej wewnętrzna interdyscyplinarność i różnorodność. W konsekwencji studia te stały się dla mnie bezpieczną przestrzenią sprawdzania różnych dróg, możliwości i potencjałów, które dotyczyły zarówno mnie samego, jak i interesujących mnie obszarów naukowych.

 

Pamiętam wiele wspaniałych wykładów i kursów, szczególnie z teatru powszechnego i z teatru współczesnego, niezwykle inspirujących wykładowców i wykładowczynie, dzięki którym przeszłam trening uważności zarówno w czytaniu tekstu, jak i spektaklu. Pamiętam wczesnoporanne stanie w kolejce po wejściówki do Starego Teatru, wyjazdy stopem na spektakle i festiwale. To był najbardziej żarłoczny okres mojego zainteresowania teatrem jako widzki. Oglądaliśmy bardzo dużo, jeździliśmy na „Dialog” i „Kontakt”, żeby poznać zagranicznych twórców i twórczynie. Pamiętam cudownych ludzi z mojego roku, z którymi łączyła mnie wtedy fascynacja teatrem i z którymi do dziś utrzymuję przyjacielskie i zawodowe relacje.
Studia teatrologiczne w bardzo dużym stopniu wpłynęły na moją drogę zawodową. Przede wszystkim rozwinęły moje zainteresowania teatrem współczesnym i najnowszą dramaturgią. Na studiach miałam okazję uczestniczyć przez pół roku w seminarium Hansa-Thiesa Lehmanna poświęconym teatrowi postdramatycznemu, angażowałam się również w czytania najnowszej dramaturgii (wydawano wówczas sporo współczesnych dramatów). Na pół roku w ramach wymiany studenckiej z programu Erasmus wyjechałam na studia do Avignonu, gdzie zafascynowała mnie współczesna dramaturgia francuska oraz interdyscyplinarny teatr prezentowany na festiwalu. Najbardziej interesowały mnie wtedy nowe zjawiska w obszarze teatru i sposoby ich opisu. Na fali tych odkryć na czwartym roku teatrologii zdawałam na dramaturgię na Wydziale Reżyserii Dramatu obecnej AST (dawniej PWST) i to dramaturgia stała się dla mnie najważniejszym sposobem praktykowania teorii i teatru. https://igagańczarczyk.com/  

 

Teatrologię studiowałam latach 1989/90 - 1994/95 (filologia polska, specjalność teatrologia, studia pięcioletnie magisterskie dzienne). Od wielu lat pracuję jako inspicjentka w Narodowym Starym Teatrze, wcześniej jako koordynatorka pracy artystycznej tamże, a jeszcze wcześniej, zaraz po ukończeniu studiów, w PWST Kraków (obecnie AST), gdzie zajmowałam się teatrem studenckim (dyplomy IV roku). Studia na teatrologii pozwoliły mi przede wszystkim spotkać interesujących, pełnych pasji ludzi, wybitnych wykładowców i fantastycznych kolegów z roku. Dały wiedzę, oczywiście, ale przede wszystkim narzędzia do jej zdobywania; tak, myślę, że to przede wszystkim dał mi uniwersytet: umiejętność samodzielnego myślenia i niezależnego działania. To oczywiste, że tak „wyedukowana”, z wiedzą wyniesioną z zajęć i spotkań uniwersyteckich oraz z pasją rozwiniętą i podsyconą przez fantastycznych ludzi, kolegów i niektórych wykładowców, mogłam w życiu robić wszystko :-) A robię dokładnie to, co kocham ;-) obcuję z teatrem codziennie, od kulis, jestem częścią wielkiej, niezwykłej machiny teatralnej; pracuję w miejscu, gdzie rodzą się spektakle... 

Studiowałam Wiedzę o Teatrze na wydziale polonistyki w latach 2003-2007. Studia te w znaczny sposób wpłynęły na moją ścieżkę zawodową. Szczególnie ważnym doświadczeniem było pisanie pracy licencjackiej pod okiem profesor Małgorzaty Sugiery. Wsparcie, które otrzymałam, pozwoliło mi patrzeć na pracę akademicką jako proces twórczy. Obecnie jestem doktorantką na wydziale teatru na uniwersytecie w Oregonie (Oregon University).

Studia teatrologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim odbywałem w połowie lat 80., ukończyłem je w roku 1989, wspaniałym roku zmiany, przywrócenia wolności słowa i możliwości wolnego myślenia. To były świetne studia, bardzo formacyjne, wciągające, studia, które stały się pięcioma latami życia. Dawały wszechstronne humanistyczne wykształcenie i choć o znalezienie po nich pracy w tak zwanym zawodzie nie było łatwo, to jednak, kiedy patrzę na swój rocznik, okazuje się, że wielu z nas pracuje w teatrach, pisze, naucza.
Ja miałem szczęście już w czasie studiów rozpocząć współpracę z miesięcznikiem „Res Publica Nowa”. Potem spełniłem swoje marzenie i zacząłem publikować recenzje, najdłużej i najskuteczniej w „Tygodniku Powszechnym”. Z pisania recenzji nie da się żyć, więc skorzystałem z kreatywności, którą także pobudziły we mnie studia i pracowałem kilkanaście lat w agencji reklamowej. Kiedy skończyłem czterdzieści lat, poczułem, że czas na zmianę. Rozpocząłem pracę w TR Warszawa, potem poszedłem do Nowego Teatru, gdzie uprawiałem mało wtedy powszechne zajęcie, jakim jest dramaturgia. Zacząłem też uczyć w warszawskiej Akademii Teatralnej, co skłoniło mnie do zdobycia dalszych stopni naukowych: doktoratu i habilitacji.

 

Z nostalgią wspominam czas spędzony na studiach w Katedrze Teatru i Dramatu. Były to dla mnie lata intensywnego rozwoju, które otworzyły mój umysł, pogłębiły wrażliwość i  intelektualną czujność. Inspirujący wykładowcy, umiejący pobudzić do refleksji, motywujący do pracy nad warsztatem pisarskim, potrafiący docenić i wydobyć indywidualny potencjał. Pełne pasji zajęcia, wzbudzające ekscytację, niekiedy przenoszone do kawiarni długie rozmowy na temat spektakli, wystaw, zjawisk kulturowych. Rewelacyjne wydarzenia, w  których mogłam uczestniczyć będąc na stażu w Didaskaliach i ogromna radość z zobaczenia swojego tekstu na łamach tak ważnego w środowisku teatralnym pisma.     
Moja droga zawodowa zaprowadziła mnie w inne rejony niż sugerowałby to profil studiów, jednak nie zmienia to faktu, że na co dzień korzystam z umiejętności nabytych w trakcie kształcenia na Wiedzy o teatrze. Sądzę, że studia te pozwalają zdobyć bardzo uniwersalne i  użyteczne na rynku pracy kompetencje, między innymi takie jak: zdolność krytycznego myślenia, formułowania własnych opinii, przyjmowania i udzielania informacji zwrotnych, współpracy z innymi ludźmi, umiejętność patrzenia na problem z wielu różnych perspektyw, elastyczność, otwartość na zmianę i postęp. Decyzja o wyborze Wiedzy o teatrze była jedną z  lepszych, jakie w swoim życiu podjęłam. Tobie też polecam - przyjdź, doświadczaj i weź ze sobą dalej.

 

Chyba mogę bez przesady powiedzieć, że studia teatrologiczne ukształtowały mnie jako człowieka. Dały szeroką wiedzę humanistyczną, ale przede wszystkim wyposażyły mnie w narzędzia, z pomocą których postrzegam świat i wyrabiam swój światopogląd. Krytyczne spojrzenie na ludzkie działania i na przekaz komunikacyjny, zrozumienie zależności pomiędzy scenografią, scenariuszem, rolą, aktorem i występem, umiejętność rozdzielenia osoby od jej działań, zdolność zadania pytania: co robi dana osoba, kiedy robi to co robi i jaki przekaz powstaje w napięciu pomiędzy deklaracją werbalną a niewerbalnymi działaniami, pozwala dostrzegać precyzyjniej sytuacje nie tylko w teatrze, ale także w sytuacjach społecznych, komunikatach politycznych czy marketingowych. Te studia to niezapomniana przygoda intelektualna, zajęcia i wykłady, na których niemal fizycznie czuje się przyrost połączeń neuronowych. Studia ukształtowały także moją (niełatwą) drogę zawodową. Dzięki nim potrafiłam się odnaleźć zarówno w organizacji festiwalu, konferencji, a co za tym idzie każdego eventu, planu filmowego i wystawy. Dzięki zdobytej wiedzy pracowałam także jako dramaturżka, redaktorka i korektorka, z powodzeniem kontynuując badania naukowe. Dzięki zdobytej wiedzy i umiejętnościom krytycznej analizy czuję się przygotowana do stawiania czoła nieprzewidywalnej sytuacji na rynku pracy, do podejmowania nowych zadań, przyswajania ciągle nowych informacji.

Studia teatrologiczne na UJ wspominam bardzo dobrze. Myślę, że dały mi solidne humanistyczne wykształcenie, które przydaje się w wielu dziedzinach życia. Choć nie pracuję jako teatrolog to na tych studiach właśnie odkryłam, że chce pracować z "obrazem", bo zawsze właśnie wizualna strona teatru pociągała mnie najbardziej. W pracy projektanta bardzo przydaje mi się analityczne myślenie o projektach i umiejętność komunikowania swoich koncepcji w sposób czytelny dla odbiorcy - które z całą pewnością wykształciłam w trakcie studiów.

Wiele lat temu, w momencie wyboru studiów istotny dla mnie był potencjał krakowskiej teatrologii w otwieraniu, definiowaniu i tworzeniu współczesnego dyskursu o teatrze zarówno polskim, jak i międzynarodowym. Właśnie czas moich studiów przypadł na przewartościowania ówczesnego kształtu wiedzy o teatrze, pojawiły się nowe kategorie w badaniach i myśleniu o tej dyscyplinie jak teatr postdramatyczny, performatyka, performatyka płci, bez których dziś trudno wyobrazić sobie dyskurs o teatrze. Wkład krakowskiej teatrologii był nie do przecenienia. Dzięki temu zostałam wyposażona w niezbędne narzędzie, które mogłam zaaplikować także na taniec i współczesną choreografię. Równocześnie teatrologia zaczęła się otwierać na te zajmujące mnie obszary sztuki.
Z pewnością okres studiów to także spotkania z niezwykłymi ludźmi, którzy z czasem stali się moimi przyjaciółmi, ale szczęśliwie tak się składa, że również oni wytyczają trendy i niezwykle aktywnie działają w dzisiejszym teatrze i tańcu. Pracując w przestrzeni tańca często mamy okazję razem współdziałać i realizować nasze wcześniejsze pasje. Zdecydowanie czas studiów przypieczętował wcześniejszą moją decyzję o chęci zajmowania się zawodowo tańcem jako krytyczka i badaczka czy kuratorka. Był niezwykle istotnym dla mnie czasem zdobywania wiedzy, bycia w obiegu informacyjnym, co do najnowszych publikacji, spektakli, obserwowania codziennego życia w teatrze, od oglądania dyplomów w PWST, zdobywania biletów do Starego na spektakle Krystiana Lupy, jeżdżenia na Warlikowskiego do Warszawy, i na inne festiwale. Nauczyłam się pewnego sposobu działania, pozwalającego mi poznać teatrolożki głównie z Poznania, Warszawy i Gdańska, i .... nawet sieciowania, choć to słowo wtedy nie było takie popularne. Pokazał mi jak funkcjonować w tej przestrzeni sztuki, dał narzędzia, a przede wszystkim był miejscem spotkań z ważnymi dla mnie ludźmi, z którymi nadal łączą mnie głębokie relacje.

 

Orwellowski rok 1984. Matura, egzamin wstępny na studia – część pisemna w czytelni Biblioteki Jagiellońskiej, ustna w na Gołębiej. Później rodzinna wycieczka do Krakowa, żeby sprawdzić wyniki. Zaparkowaliśmy gdzieś przy Bagateli, ulicą Jagiellońską wkraczamy na teren UJ. Pokazuję „gołębnik”, z liszajami odpadającego tynku od strony Collegium Novum. Młodsza siostra, zawiedziona, pyta: – To to jest ten Uniwersytet Jagielloński?!
W owym burzliwym czasie teatrologia na UJ była kierunkiem modnym, przez wielu uznawanym za coś w rodzaju późniejszych MISH-ów, przyciągała laureatów olimpiady polonistycznej, których przyjmowano bez egzaminu (na naszym roku bodaj pięć osób). Ponieważ wypączkowała z polonistyki, program stanowił hybrydę studiów filologicznych i teatralnych. Z tradycyjnego programu polonistyki usunięto przedmioty ściśle językoznawcze (jak język staro-cerkiewno-słowiański czy historię języka) oraz pedagogiczne (które jednak można było zaliczyć fakultatywnie). No to miejsca weszły historia i teoria teatru, opis przedstawienia, historia sztuki, muzyki oraz warsztaty teatralne.
Największym walorem ówczesnej teatrologii w Krakowie były osobowości wykładowców, zarówno teatrologów, jak i „zwykłych” polonistów. Z konieczności skrótową listę (kolejność w przybliżeniu chronologiczna) powinien otworzyć prof. Tadeusz Ulewicz, wykładający literaturę staropolską. A u niego najtrudniejszy, przerażający pokolenia krakowskich polonistów, egzamin na pierwszym roku. A może jednak ważniejszy był na starcie Włodzimierz Szturc, wtedy jeszcze magister? Podczas zajęć pod nazwą wprowadzenie do nauki o teatrze wciągał nas w fascynujący wir antropologiczno-mitograficznych perspektyw, czego nie byliśmy jeszcze w stanie zrozumieć, ale efekt, jaki osiągał, nazwalibyśmy dzisiaj z angielska „wow”. Małgorzata Sugiera uczyła nas, jak opisywać przedstawienie teatralne, a Joanna Zach-Błońska, z którą nasz rok się gromadnie zaprzyjaźnił, miała ćwiczenia z poetyki. Onieśmielał prof. Jan Michalik – pilnie notowaliśmy jego wykłady, wiedząc ze studenckiej „giełdy”, że jest wymagającym egzaminatorem (a trzeba pamiętać, że Dzieje teatru w Krakowie dopiero miały się ukazać w druku!). Ze względu na wyjazd Profesora do Monachium, zdawaliśmy jednak u opiekuna roku, Jacka Popiela, który zresztą okazał się nie mniej wymagający. Muzykę przybliżał nam Józef Opalski, czerpiąc ze swojej nieskończenie bogatej płytoteki. Sztuki plastyczne – Kazimierz Nowacki. Ważną postacią był Emil Orzechowski, który „wpuścił” nas w kwerendy do słownika teatrów niezawodowych (mnie przypadło w udziale przekopanie kilku roczników „Głosu Narodu” z początków dwudziestego stulecia) i Joanna Walaszek, mówiąca, że warto pisać tylko o arcydziełach. Zajęcia z Krzysztofem Pleśniarowiczem, który wprowadzał w tajniki teorii teatru i dwudziestowiecznej awangardy, były rodzajem odtrutki na wyraźnie historycznoteatralny i literacki przechył ówczesnego programu tych studiów.
Najlepszym chyba dydaktykiem była Maria Cieśla-Korytowska, komparatystka, prowadząca z nami ćwiczenia z romantyzmu. Kiedy w kolejnym semestrze poszła na urlop, spotykaliśmy się z nią sporą grupą na rodzaju prywatnego seminarium w kawiarniach (gadaliśmy np. o gnozie). Z kolei prof. Ewa Miodońska-Brookes nie tylko fascynowała intelektualnie, odkrywając tajniki Młodej Polski i twórczości Wyspiańskiego, ale też dbała o… wychowanie patriotyczne. Kiedy zajęcia przypadały w rocznicę Sonderaktion Krakau, poświęciła tej sprawie cały wykład. Dopiero po latach zorientowałem się, że w tej akcji aresztowany i wywieziony do obozu był Jej ojciec.
Ze spotkania z Janem Błońskim najsilniej zapamiętałem… niepodrabialny, „wsobny” chichot, którym pointował żartobliwe fragmenty wykładów. Egzamin, obejmujący teatr i dramat współczesny, kosztował sporo nerwów, nie tylko ze względu na dorobek profesora i kompromitującą teatrologa perspektywę dwói właśnie od niego. Przede wszystkim wyobrażaliśmy sobie, że przy licznych zajęciach, wiedząc wszystko o przedmiocie, z którego nas pyta, niektórych twórców znając osobiście, a jako krytyk, przyczyniając się do ich sławy – może nie pamiętać (a raczej na pewno nie pamięta) jednego: co konkretnie powinien wiedzieć student według świętej dla nas wówczas, siermiężnej książeczki wydanej jako maszynopis powielany pod tytułem Spis lektur dla studentów filologii polskiej, będącej czymś w rodzaju zintegrowanego sylabusa.

Bardzo ważnym wzmocnieniem tego grona były dojeżdżające z Warszawy Małgorzata Dziewulska i Marta Fik oraz niezwykła postać z Budapesztu: Nina Király.
Nie było wówczas w kamieniczkach przy Gołębiej jakiejś dominującej metodologii. Nad głowami unosił się oczywiście duch Romana Ingardena i dzieło sztuki teatralnej miało mieć warstwy jak cebula, symbole dawały hermeneutycznie do myślenia jak Ricoeurowi, przy szacunku dla schematu Jakobsona raczej dystansowano się od strukturalizmu, a słowo semioza brzmiało niemal jak przekleństwo. Czy był to konserwatyzm pamiętający czasy k.u.k. uniwersytetu, czy też konieczny na ówczesnym etapie rozwoju teatrologii okres badań podstawowych, czy może już postmodernistyczny anarchizm metodologiczny spod znaku Feyerabenda? Niech rozstrzygają znawcy. Jak zbieracze motyli na łące, nasi wykładowcy biegali ze swoimi siatkami, w które starali się łowić nieuchwytne dzieła sztuki teatru. Jedni w trofea wbijali szpilki, by zamknąć w gablotach, inni, po dokładnym obejrzeniu, wypuszczali okazy na wolność. Przymusu nie było.
Z oferty edukacyjnej ówczesnego UJ muszę jeszcze wspomnieć gromadzący tłumy słuchaczy, trwający kilka lat wykład monograficzny ks. prof. Józefa Tischnera o filozofii dialogu oraz odsłaniające prawdziwą historię XX-wiecznej literatury rosyjskiej wykłady Andrzeja Drawicza.
W życiu teatralnym ówczesnego Krakowa fascynował nas Kantor oraz spektakle Jarockiego, Wajdy i Lupy w Starym Teatrze. Biegaliśmy też na offowe Reminiscencje Teatralne w Rotundzie. Choć w zakresie biegania zdecydowanie częstsze od festiwalu były wówczas polityczne performanse na Rynku czy pod Wawelem, kończące się ucieczką przed ZOMO.
Jeśli chodzi o studentów, była to naprawdę niezła ekipa. Większość związała życie zawodowe z teatrem, mediami lub upowszechnianiem kultury. Wymienię tylko kilkoro. Roman Pawłowski i Piotr Gruszczyński wywarli największy spośród tego grona wpływ na polskie życie teatralne kolejnych lat jako recenzenci, później przeszli na drugą stronę teatralnej rampy (najpierw Piotr do Warlikowskiego, później Roman do Jarzyny). Karierę naukową wybrały Katarzyna Fazan i Łucja Demby, która już pod koniec studiów teatrologicznych skierowała uwagę ku filmoznawstwu. Robert Konatowicz prowadzi audycje muzyczne w Radiu Kraków. Agata Wilam, współzałożycielka wydawnictwa Pascal, a później współtwórczyni portalu onet.pl, obecnie wspiera innowacje edukacyjne, również w Afryce. Dorota Chamczyk i Katarzyna Jesień zajmują się produkcją telewizyjną w dużej stacji prywatnej. Maria Schejbal po kilku latach pracy w teatrze dramatycznym i lalkowym założyła Teatr Grodzki – organizację pozarządową, w której teatr jest tylko punktem wyjścia do rozległej działalności na rzecz osób niepełnosprawnych. Na niektóre zajęcia, jako wolni słuchacze, przychodzili Paweł Szkotak i Paweł Miśkiewicz – późniejsi reżyserzy i dyrektorzy teatrów…
Ja trafiłem na wiele lat do Teatru Polskiego w rodzinnym Bielsku-Białej jako jednoosobowy (na ogół) dział literacki, a od 2015 w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego redaguję Encyklopedię Teatru Polskiego. O tym, że bielski teatr szuka kogoś do działu literackiego, dowiedziałem się bodaj od Jacka Popiela. W pociągu z czeskiej Pragi. Nasz rok rewizytował wówczas teatrologów z Uniwersytetu Karola, których gościliśmy wcześniej w Krakowie. Pracę w Bielsku zacząłem jeszcze jako student piątego roku, w styczniu 1989.

 

 

Rozpoczęłam wiedzę o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim przy okazji wymiany międzyuczelnianej. Przyjechałam z innego uniwersytetu z myślą, że w Krakowie będę uczyła się tylko przez rok. Ostatecznie przeniosłam się na te studia na stałe i ukończyłam obydwa stopnie. Kiedy szłam na pierwsze zajęcia z teatru najnowszego z prof. Grzegorzem Niziołkiem czy z krytyki teatralnej z dr Anną Różą Burzyńską, nie sądziłam, że będę pisała kiedykolwiek o teatrze, a studiowanie na tym kierunku umożliwi mi nie tylko trzyletni staż w Gazecie Teatralnej „Didaskalia”, ale także współpracę w teatrach jako asystentka reżysera, producentka czy kuratorka projektów. To studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, pod opieką (nie będę się wstydziła powiedzieć – wspaniałych) wykładowców, sprawiły, że w życiu zawodowym łączę teatr z moją drugą pasją – edytorstwem. Pracuję obecnie w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego, piszę regularnie recenzje i jako redaktorka wydaję książki związane z teatrem i tańcem współczesnym.

W życiu zawodowym od blisko 20 lat prowadzę projekty rozwojowe, szkoleniowe, badawcze i edukacyjne w świecie biznesu (od branży nowych technologii, bankowość, aż po lotnictwo i przemysł ciężki), instytucji publicznych (kultura, sprawy społeczne, samorząd) i organizacji pozarządowych. W obszarze społecznym uruchomiłam i rozwinęłam kilkadziesiąt programów rozwojowych dla młodzieży – lokalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych. Prowadzę zajęcia na dwóch uczelniach wyższych (Uniwersytet SWPS i Wyższa Szkoła Europejska im. Tischnera w Krakowie) oraz w szkole trenerów i trenerek METRUM.
Studiowałam teatrologię w latach 1998 – 2004 (tak, rok dłużej niż standard, bo tyle się „doktoryzowałam” nad swoją pracą magisterską i gdyby mnie promotor w końcu nie przycisnął, do dzisiaj zbierałabym materiały). Nie jestem bezpośrednio związana z teatrem, można by więc zapytać, po co mi była ta teatrologia. I zapewniam, że wielokrotnie to pytanie słyszałam, szczególnie od życzliwych bliskich. Nieodmiennie odpowiadam: gdyby nie teatrologia, nie byłabym taką sobą, jaką chcę być i nie umiałabym rzeczy, które sprawiają, że jestem docenianą ekspertką i zaangażowaną aktywistką. Dlaczego?
1. Zaryzykuję tezę, że większość kierunków (a podjęłam ich w życiu sporo) to kolejny stopień szkoły – podręczniki, skrypty, zajęcia, materiał do wykucia na pamięć. Teatrologia była inna; wymagała ogromnej ilości czytania, refleksji, dyskutowania, no i – rzecz jasna – doświadczania spektakli. Studia pomogły mi myśleć szeroko, przeżywać głęboko, analizować wszechstronnie, prowadzić rzeczową dyskusję, spoglądać na zjawiska z wielu różnych perspektyw, zadawać pytania i nie udzielać oczywistych odpowiedzi. Dzięki temu oprócz – mam nadzieję – bycia ciekawszą osobą, zdobyłam umiejętności potrzebne w mojej pracy, która opiera się na trzech „nogach”: zadawaniu pytań, wystąpieniach publicznych i szukaniu różnorodnych rozwiązań w tryliardzie sytuacji. Jestem w tym dobra i nigdy nie musiałam szukać pracy – ona szukała mnie.
2. Teatrologia dawała dużo wolności, za którą – tradycyjnie – szła pewna odpowiedzialność. Nie chcę z nas robić fałszywych superbohaterek/ów, jednak podczas studiów naprawdę nikt nas nie prowadził za rączkę. Wykładowcy/czynie – w większości prawdziwe indywidualności – dawali nam wyzwania; częstokroć musieliśmy się wysilić, by dorosnąć do sposobu omawiania przez nich różnych tematów. Mieliśmy i miałyśmy dużo przestrzeni do decyzji, w jaki sposób studiujemy. Moje decyzje w tym względzie były mądrzejsze lub głupsze, jednak cieszę się, że poćwiczyłam samodzielność w sprawach swojego rozwoju. Ta samodzielność ze mną została – odkąd zaczęłam pracować, w dużej mierze sama stwarzam dla siebie przedsięwzięcia.
3. W czasie studiów teatrologicznych miałam okazję pojechać na rok do Anglii, by uczyć się w ówczesnej partnerskiej uczelni Uniwersytetu Jagiellońskiego – Dartington College of Arts. Mogłabym pisać cały dzień i całą noc, a i tak nie udałoby mi się wypisać wszystkich korzyści, które dał mi ten wyjazd: prawdziwe doświadczenie życia w innym kraju, pierwsze dotknięcie pracy w kolektywie, praca na scenie metodą devising theatre, która dała mi setki inspiracji do późniejszej pracy szkoleniowej i happeningów aktywistycznych. O kompetencjach językowych nawet nie wspominam.
4. A nade wszystko poznałam na roku niezwykłe osoby, z których każda była (i jest) odmiennym mikrokosmosem. Razem tworzyliśmy dość odjechaną, ciekawą i bardzo zżytą ekipę. Takich śmiechów na zajęciach i uczelnianych korytarzach, wyjazdów z pasją i szalonych imprez trudno byłoby doświadczyć gdzie indziej. Zresztą nadal się lubimy, inspirujemy i spotykamy w naprawdę dużej grupie do tej pory, co po ponad 20 latach uznaję za wielki, gigantyczny wręcz sukces. Na teatrologii poznałam moich bliskich przyjaciół. A od kolegów i koleżanek dostaję też propozycje współpracy. Dzięki jednej z koleżanek miałam kilkakrotnie okazję wspierać proces powstawania spektakli teatralnych – jestem za to bardzo wdzięczna.
Po latach stwierdzam, że choć rozpoczęłam wiele akademickich kierunków, prawdziwego studiowania i najbliższych relacji doświadczyłam właśnie na teatrologii.

 

Studia teatrologiczne na UJ pamiętam przede wszystkim jako wielką przygodę związaną z  wykształceniem w sobie wrażliwości na odkrywanie tego, co nowe, nauką empatii oraz ze spotkaniem niesamowitych ludzi zarówno towarzyszących mi na studiach, jak i prowadzących je wykładowców - wspaniałych, cierpliwych oraz uczących ciekawości i krytycznego myślenia. Studia nauczyły mnie też uważnego spojrzenia na otaczający mnie świat i pilnego zaglądania pod powierzchnię tego.

Zaczynaliśmy jako grupa ludzi zafascynowanych teatrem i, oczywiście, przetrwali najsilniejsi. Część z nas pozostała przy teatralnych formach z różnych stron kurtyny i nie tylko, chociaż bardzo szybko odnajdywaliśmy inne ścieżki niż studiowanie. Najważniejsze zawsze było tutaj spotkanie, dyskusja, polemika. Takie wspomnienie o studiach we mnie pozostało. Poza żartem o „wydziale odrzuconych talentów”, który nigdy nie miał dla mnie większego znaczenia.
Jestem bardzo wdzięczny za różnorodność i otwartość, które mnie spotkały w ramach tych studiów. Również spotkania z wyjątkowo ciekawymi ludźmi oraz wykładowcami wpłynęły na wszystko, co wydarzyło się w trakcie i po moim studiowaniu.
Szansa na pisanie, czyli w gruncie rzeczy podstawową formę teatrologii dała mi współpraca z „Didaskaliami”, którą kontynuuję do dziś, a nie mogłaby zaistnieć bez napotkania wykładowców z redakcji. Na moje późniejsze życie zawodowe przede wszystkim wpłynęła nie sama ogromna wiedza przekazywana w trakcie studiowania, ale kształtowanie krytycznego myślenia, czego nie spodziewałem się rozpoczynając kierunek. Myślę, że teatrologia i jej dziedziny pochodne, czy w ogóle teatr nie mają szansy na całkowite uwidocznienie bez pasji. Teatrologia to właśnie ciekawość i odmienne, często nowatorskie spojrzenie na rzeczywistość.
Za to wszystko rozpocząłbym WOT jeszcze raz.
absolwent studiów I: wiedza o teatrze spec. performatyka przedstawień w latach 2015–2018

 

Jak pamiętam studia teatrologiczne na UJ? Przede wszystkim pamiętam, jak na nie trafiłam. Wybór był tak oczywisty, że aż trudno go nazwać świadomym - to był raczej impuls i fascynacja. Decyzję podjęłam w trzeciej klasie liceum, gdy po olimpiadzie polonistycznej miałam zapewniony wstęp na studia, a głowę pełną obrazów i rytmów „Nocy listopadowej” w reżyserii Wajdy w Starym Teatrze. Ten spektakl, i jeszcze „Pluskwa” Majakowskiego w reżyserii Swinarskiego w Teatrze Narodowym (a właściwie jedna scena tej inscenizacji - oczywiście z Łomnickim) sprawiły, że trafiłam na teatrologię. Studia dały mi wszystko, co można nazwać fundamentem, bazą, a nawet, niech już będzie wzniośle: sensem całego późniejszego zawodowego życia. Ja i moi koledzy mieliśmy szczęście - bo uczyliśmy się teatru na Kantorze, Swinarskim, Jarockim, Grzegorzewskim, Wajdzie, Lupie, od najlepszych z najlepszych wykładowców z dziedziny teatru i literatury. Te studia sprawiły, że nigdy już nie opuściłam teatru i wciąż w nim, i z nim, jestem. Dały mi nie tylko tyle wiedzy, ile potrafiłam wówczas wchłonąć. Dały mi i rozwinęły coś istotnego - umiejętność i chęć poszukiwania własnych, teatralnych przeżyć, własnych lektur, dzieł sztuki, muzyki. Słowem - wskazały mi drogę.

Teatrem interesowałam się od zawsze, ale pomysł na studia teatrologiczne pojawił się dopiero w trakcie studiów polonistycznych. Była to trochę szalona myśl, by studiować na dwóch różnych uczelniach jednocześnie, ale program kierunku Wiedza o teatrze na UJ idealnie wręcz odpowiadał moim zainteresowaniom. Szybko przekonałam się, że to strzał w dziesiątkę i że tu wszystko jest możliwe! Dzięki elastycznemu harmonogramowi zajęć i przede wszystkim dzięki życzliwości Wykładowców udawało mi się pogodzić różne obowiązki i być w zasadzie w dwóch miejscach na raz ;) Z nostalgią wspominam fascynujące wykłady z historii teatru i dramatu, które były jak powieść w odcinkach, ale także burzliwe i twórcze dyskusje z koleżankami i kolegami w „gołębniku” o nowych premierach w Starym Teatrze.
Studia teatrologiczne były dla mnie okresem bardzo intensywnego rozwoju i poszukiwań. Rozpoczęłam wtedy pracę w ciekawym projekcie grantowym, który prowadziła dr hab. Agnieszka Marszałek. Po tej przygodzie nie miałam już wątpliwości, że chcę zajmować się historią teatru. Dziś pracuję w dużym muzeum, przygotowuję wystawy teatralne, prowadzę warsztaty, spotkania z artystami i to właśnie studia na Wiedzy o Teatrze pchnęły mnie w tę stronę.

 

Najlepiej z studiów pamiętam zajęcia związane z analizą dzieł teatralnych. To były dyskusje o bieżącym repertuarze i o historycznych już spektaklach. To był rodzaj analizy skupiający się na najdrobniejszych szczegółach, na przykład jednym elemencie i jego dramaturgicznym rozwoju w spektaklu. Ilość odczytań i sposobów myślenia o teatrze pokazała mi plastyczność tego medium, ale również wielość sposobów jego odbierania. Ta analiza na poziomie mikroskopijnych różnic i zmian ujawniła mechanizmy oraz sposób tworzenia efektów. W pracy nieustannie myślę o ramach, dramaturgii, reprezentacji i obecności oraz w jak historycznie obecny był dany motyw w teatrze, lecz moim medium nie jest teatr tylko dźwięk.

Studia na wiedzy o teatrze to był dla mnie czas szczególny, czas dojrzewania jako świadomego odbiorcy sztuki, co przecież jest niezbędne, by potem tę sztukę tworzyć.
Zarówno zajęcia z wybitnymi „zawodowymi widzami” jak i burzliwe, żarliwe dyskusje z kolegami (tylko na teatrologii można spotkać jeszcze prawdziwych wyznawców różnych prądów w sztuce) przygotowały mnie chyba najlepiej do planowania komunikacji z widzem teatralnym - umiejętności niezbędnej przy reżyserowaniu spektakli - a zadania, z którymi musiałem się mierzyć na studiach - do pracy pedagogicznej w szkole teatralnej, gdzie - podobnie jak w pracy krytyka teatralnego - najważniejsze jest zauważanie istotnych elementów nawet w niedoskonałych dziełach i umiejętność wyobrażenia sobie możliwego rozwiniętego kształtu.
Dzięki teatrologii poznałem szereg nazwisk i pojęć, które cały czas przewijają się w moich myślach podczas pracy reżyserskiej; zobaczyłem dziesiątki nagrań spektakli, do których mogę odnosić się teraz we własnej twórczości i - a to chyba najważniejsze - poznałem ludzi, z którymi do dziś prowadzę twórczy dialog.

 

Czas mojego studiowania teatrologii przypadł na lata 1996-2001. Te pięć lat upłynęło mi przede wszystkim na poznawaniu. Poznawaniu historii teatru i literatury, w tym oczywiście dramatu, ale także poznawaniu nowych ludzi i przede wszystkim poznawaniu siebie. Był to czas definiowania siebie. Dla mnie zawarte w tamtym okresie przyjaźnie pozostały do dzisiaj bardzo ważne. To wspólne poszukiwanie odpowiedzi na fundamentalne na tamten czas pytania scaliło więź, której z pewnością podwaliną stała się podobna wrażliwość, przyczynek do wybrania teatrologii, jako kierunku studiów.
 To, co stanowiło ważny element "szkoły życia", który do dzisiaj jest bardzo ważny w mojej samorządowej pracy, to wdrażana na naszych zajęciach sztuka rozmowy, prawdziwego dialogu, z miejscem dla każdej dobrze uargumentowanej racji.
Mam też ogromną przyjemność wdrażania projektów związanych z edukacją pozaformalną. To budowanie przestrzeni do stawiania pytań i szukania odpowiedzi. Zawsze z szacunkiem do pytającego. Właśnie w taki sposób, jak pamiętam to z zajęć na Alma Mater.

 

Czas moich studiów (Solidarność, stan wojenny) zdefiniował życiowe wybory mojego pokolenia. Drogę zawodową kształtowali jednak przede wszystkim ludzie. W moim przypadku byli to niezapomniani wykładowcy i mentorzy, których miałam szczęście spotkać na krakowskiej teatrologii, rówieśnicy, którzy potem stworzyli kulturę intelektualna ostatniego trzydziestolecia i twórcy teatralni, których dane mi było wówczas podziwiać na polskich scenach i świetnych festiwalach teatralnych. I choć moja kariera uniwersytecka rozwinęła się głównie za granicą, to do dziś czerpię z wielu studenckich fascynacji, zarówno akademickich, jak i teatralnych. Nie opuszcza mnie na przykład rozwinięta wówczas ciekawość i potrzeba intensywnego obcowania z żywym teatrem, szczególnie gdy łączy on w sobie twórczą pasję i wyobraźnię z odwagą eksperymentowania i myślenia.

Studia 1989-95 to był czas szczególny dla nas wszystkich. Wszystko się zmieniało. I myślę, że to jest najważniejsza rzecz, którą wyniosłam z moich studiów: otwartość na zmianę, wrażliwość na świat i chęć jego poznawania. A w pracy najczęściej pomagała mi szkoła języka polskiego niezastąpionej prof. Małgorzaty Sugiery. Pracowałam i w kulturze, i w biznesie (jako redaktor, dziennikarz, PR-owiec, specjalista ds. promocji). Dzisiaj kieruję zespołem promocji w Krakowskim Parku Technologicznym, instytucji otoczenia biznesu. Co jeszcze? Oczywiście przyjaźnie, które trwają do dzisiaj.